środa, 27 lutego 2013

Rozdział 7

Simone
Dystrykt Drugi

-Zapewne zastanawiacie się, dlaczego zostaliście ściągnięci aż do Kapitolu. Wydaje się wam, że nie ma na to żadnego logicznego wytłumaczenia, że padliście ofiarą jednego z wielu kaprysów prezydenta Snowa. Cóż, poniekąd to prawda. Istnieje jednak jeszcze coś. Mogę się założyć, że nie uwierzycie mi w to, co za chwilę wam powiem – mówi Gloss, przechadzając się po salonie. Dłonie ma luźno puszczone, nie potrafię zrozumieć, jak może być aż tak spokojny. Przecież najprawdopodobniej ważą się tu losy czwórki ludzi. Przygryzam wargę aż do krwi. Boje się, taka jest prawda. Nawet my, zawodowcy, czasem odczuwamy strach. Spoglądam na Kristine pytająco, lecz ta tylko wzrusza ramionami. Jestem pewna, że wie więcej, niż można by się po niej spodziewać. W końcu sama coś podobnego przyznała, gdy po raz pierwszy spotkałyśmy się w pociągu. Kątem oka zerkam na pozostałych „trybutów”. Chłopak z Jedynki nie wygląda na zadowolonego, mam wrażenie, że przejmuje się swoim losem, podobnie jak Aino. Raymond to zupełnie inna historia – zawsze pewny siebie, patrzy się na Glossa, wykrzywiając wargi w aroganckim uśmiechu. Zazdroszczę mu tego opanowania, lecz przypominam sobie scenkę z tuneli. Niemalże tam nie zemdlał, widziałam to gołym okiem... Wzruszam ramionami. Co mnie to obchodzi., myślę. – Ciemne, ciasne korytarze, którymi tu się przedzieraliście, miały przywrócić do życia, wasze najbardziej skrywane i największe lęki. Nikt nie jest nieustraszony, każdy ma jakąś słabość. Nawet Triumfatorzy. Ci ostatni walczyli na śmierć i życie na arenie, przelewając krew swoich przyjaciół. I wygrali. Większość z nich pozakładała rodziny, mieli żony, dzieci. – Bierze głęboki wdech i kontynuuje monolog. - Simone, pamiętasz jeszcze swojego ojca? Był jednym z najbardziej niepokornych Zwycięzców. Za swoje poglądy poniósł karę, a wraz z nim większość jego bliskich. Zginęli wszyscy, prócz ciebie. – Zaciskam zęby. Nie podoba mi się, że Gloss odsłania moje największe tajemnice, rzeczy które należą do tych najbardziej bolesnych chwil w moim życiu... Przymykam oczy, starając powstrzymać się od płaczu. Wspomnienie Jack’a Stainthorpe’a rani mnie niemalże do krwi. Wciąż pamiętam nasze ostatnie pożegnanie, zgliszcza domu w Wiosce Zwycięzców oraz zielone oczy mojego ojca. – A ty, Aino? Co słychać u Ilmariego? Byłem jeszcze za młody, aby pamiętać jego Triumf, ale podobno nosił miano najbardziej niebezpiecznego zawodnika na arenie, mimo iż pochodził z Ósemki. Odmówił zawodowcom, choć to przecież zaszczyt, należeć do tej silnej grupy.
-Później i tak musiałby wszystkich wymordować – mówi jasnowłosa z zakłopotaniem – gdyby do nich dołączył, pewnie by nie przeżył – dodaje, spuszczając wzrok.
-Nie mogę nie wspomnieć o twojej wspaniałej matce. Tyyne, z jej niezłomnym charakterem, od razu zdobyła popularność wśród sponsorów.
-Tak, bardzo możliwe – oznajmia Aino, chowając twarz w dłoniach. – Ale nie mam ochoty teraz o tym rozmawiać, uszanuj to.
-Dobrze, doskonale cię rozumiem – ciągnie Gloss - O twoim bracie, Raymond, mogę nawet nie wspominać, bryluje na kapitolińskich salonach, jest doskonale znany w całym Panem. Nie udało mu się ocalić Rose Stainthorpe, o nie. – Na wspomnienie siostry, czuje, jakby nagle ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch. Moja tęsknota jest zbyt żywa. Przymykam oczy, a po policzku płynie mi samotna łza. Pośpiesznie ocieram ją wierzchem dłoni.
Wiem już, dlaczego się tu znajdujemy. Trzeba byłoby być głupim, aby się nie domyśleć. Wolę jednak poczekać na dalszą część przemowy Glossa.
-Za to twój brat, Hunterze Clastonbury – mówi Triumfator, spoglądając na nieznanego mi piętnastolatka – uratował moją matkę przed śmiercią na arenie. Mam wobec niego dług wdzięczności.
-Dobra, już wszyscy wiemy, dlaczego tu jesteśmy – rzuca Raymond. Widać, ze jest nieco zniecierpliwiony. Sprawia wrażenie człowieka gwałtownego, takiego, który dąży po trupach do celu. Może i mam rację? Jestem dobra w rozgryzaniu ludzkich zachowań – każdy z nas ma w rodzinie Triumfatora, wielkie mi halo, ale co my będziemy tutaj robić? Bo chyba nie chodziło o to, aby krewni Zwycięzców zaprzyjaźnili się ze sobą? Coś trudno mi w to uwierzyć – prycha, spoglądając na Glossa.
-Jesteście tutaj w charakterze przygotowań przed Igrzyskami – odpowiada Kristine. Widać, iż chce coś jeszcze dodać, lecz czarnowłosy brutalnie jej przerywa.
-To równie dobrze można to nazwać przedwczesnymi dożynkami! Już jasne jest, że zostaniemy wylosowani, mamy na to jeszcze większe szanse, niż wcześniej! To najbardziej idiotyczny pomysł o jakim słyszałem – wścieka się. Cóż, poniekąd się z nim zgadzam. Znam swój los. Nigdy nie przypuszczałam, że przedwczesne spotkanie z przyszłością może aż tak mną wstrząsnąć. Wzdycham głęboko, ze świadomością, że nie mam już szans na ucieczkę z sideł Kapitlolu. Mój strach stopniowo się potęguje, lecz staram się odrzucić od siebie to uczucie. Nagle do głowy przychodzi mi pewna myśl.
-A nie pomyślałeś, że Snow może nas tylko zastraszać? W końcu ludzie najbardziej boją się dożynek. Gdy my przez całe kolejne dwa miesiące będziemy mieć obsesje na punkcie Igrzysk, prezydent może wykręcić nam numer, nie podrabiając wyników. Rozumiesz mnie? – mówię z przejęciem - Strach jest jednym z najsilniejszych uczuć, jakie nami targają, a Kapitol podstępnie to wykorzystuje. Co rok pozbawia nadziei całe dwanaście Dystryktów. Pozostaje nam jedynie przerażenie. Oczekiwanie w niepewności jest gorsze niż sama kara. Nigdy nie masz gwarancji bezpieczeństwa.
-Na tym właśnie polega reżim Snowa – przyznaje mi rację Gloss – nawet my Triumfatorzy... – Czy mi się zdaje, czy Gloss naprawdę spojrzał na Kristine? – Nie żyjemy normalnie. Kapitol może nami manipulować bez przeszkód. – Rozglądam się z niepokojem po salonie. To, że Zwycięzca wypowiedział te słowa na głos, był po prostu głupie i bardzo nieostrożne. Przecież znajdujemy się w stolicy, mieście w którym nic nie jest takie, jak nam się wydaje.
*
Gdy Gloss kończy swoją przemowę, zostajemy odesłani do naszych sypialni. Idę po marmurowych, jasnych schodach, rozglądając się dookoła. Wystrój apartamentu bardzo mi się podoba. Nie przypuszczałam, że w Kapitolu znajdują się takie wspaniałości. Wzdycham z zachwytem, gdy dostrzegam iskrzący się wieloma kolorami, kryształowy abażur lampy. Niesamowite. Gdy porównam Dwójkę do stolicy, to mój Dystrykt wydaje się brzydki i nijaki. Chyba nie wiedziałam co to piękno., myślę. W końcu cała grupka dociera przed cztery pary dużych drzwi. Każde opatrzone jest naszym zdjęciem, toteż nie waham się, przekraczam próg tej właściwej sypialni. Momentalnie jestem otoczona feerią barw. Jedna ze ścian jest ciemnofioletowa, przypomina trochę śliwkę, którą raz jadłam, gdy moja rodzina dostała paczkę z kapitolińskim jedzeniem, natomiast druga zachwyca mnie delikatnym odcieniem wanilii. Ogromne łoże zajmuje większą część pomieszczenia, przykryte jest kapą, mieniącą się najróżniejszymi odcieniami błękitu i fioletu. Obok mebla stoi szafka nocna, wykonana z gładkiego, niemalże białego drewna. Na etażerce widzę telefon. Otwieram szerzej oczy - nigdy nie miałam własnego, aż tak drogiego sprzętu. Obracam się na pięcie i dostrzegam ogromne lustro. Podchodzę bliżej, i okazuje się, że jest to wbudowana w ścianę szafa. Naprzeciw garderoby znajduje się parę przepięknych obrazów, przedstawiających przeróżne krajobrazy, skąpane w blasku księżyca. Jak zaczarowana podchodzę do dzieł sztuki i delikatnie muskam płótno palcami. Gdy jeszcze moje życie było normalne, uwielbiałam szkicować. Wystarczyło wziąć w dłoń ołówek, skombinować skądś kawałek czystej kartki i już miało się możliwości, ograniczone jedynie ludzką wyobraźnią. Siadałam wtedy na parapecie oraz przyglądając się widokom za oknem starałam się je narysować. Czasem chodziłam do lasu, lecz najczęściej po prostu wizualizowałam sobie mój własny, wymarzony krajobraz, który potem starałam się przenieść na skrawek papieru. Tuż przy wejściu, w ścianę, wmurowany jest kominek, na szczęście wygasły. Nie wiem, jak bym się zachowała, gdyby ogień znów zapłonął.
Przez chwilę napawam się pięknem sypialni i obrazów, po czym z impetem rzucam się na łóżko. Jestem wyczerpana. Przypominam sobie o napadzie paniki w tunelu, i czuję jak na moje policzki wpełza rumieniec. Jest mi głupio, że straciłam kontrolę nad uczuciami. W najprostszy sposób zdradziłam swój najbardziej strzeżony sekret. Zarówno Kristine, jak i Raymond wiedzą już, że boję się ognia. Nie mogę, nie potrafię znieść widoku płomieni. Od zawsze unikałam ognisk, jakie były organizowane przez moją szkołę, ale po śmierci Rose, zwykła niechęć przerodziła się w ogromny lęk. W normalnych warunkach nie reaguje aż tak gwałtownie, lecz te ciemne, oślizgłe korytarze... Nawet dla mnie, człowieka który nie ma nic przeciwko zatłoczonym , czy ciasnym pomieszczeniom, przebywanie w podziemiach nie sprawiało żadnej przyjemności. To była zupełnie inna sytuacja. Ale weź wytłumacz to takiemu Raymondowi, który tylko czeka, aby wbić ci szpilę!, myślę ze złością. Przymykam oczy i wsłuchuje się w swój spokojny oddech. Powoli zasypiam, odpływam. Jest mi coraz wygodniej, cieplej, czuje się coraz bardziej bezpieczna... Nagle słyszę pukanie do drzwi. Podrywam się z łóżka i przecierając oczy dłońmi, kieruję się w stronę wejścia. Na progu stoi Aino. Dziewczyna uśmiecha się do mnie serdecznie.
- Mogę wejść? – pyta, kładąc ręce na biodrach. Kiwam głową i wpuszczam ją do środka. – Jak ci się tu podoba, Simone? – Wzruszam ramionami.
- Jest... dobrze – krzywię się nieznacznie. Jak zwykle ukrywam swoje uczucia. Blondynka nie wnika dalej w moje nastroje. Podoba mi się, iż potrafi uszanować cudzą prywatność. Gość siada na fotelu tuż obok kominka, obracając się w moją stronę.
- Jak sądzisz...? – mówi, spoglądając w okno. – Dlaczego tu jesteśmy?
- Moją teorię przedstawiłam chwilę wcześniej – rzucam, uśmiechając się lekko. – Myślę, że Gloss nie okłamywał by nas, nie wygląda na takiego. My, jako krewni Triumfatorów jesteśmy najsilniejszymi członkami społeczeństwa. Przydałoby się nas złamać.
- Tak, wersja z zastraszaniem jest prawdopodobna – oznajmia, ze smutkiem patrząc się w dal. – Mam tylko nadzieję, że wrócę cała do Ósemki. Nie chcę pozostawiać Ilmariego i Marco samym sobie.
- Rozumiem. Muszą być dla ciebie ważni. – Mimo iż sama ukrywam swoje własne emocje pod maską opanowania, to nie mam problemów z rozszyfrowaniem innych.
- Racja – odpowiada. Podchodzi do mnie i kładzie mi dłoń na ramieniu. Źle wspominam ludzki dotyk, wzdrygam się, odsuwając na bezpieczną odległość. – Przepraszam. Chciałam ci tylko powiedzieć, że przykro mi za twoją rodzinę. Musi ci być ciężko...
- Nawet nie wiesz, jak bardzo – szepcę, spoglądając w jej szaroniebieskie oczy. Dziewczyna kręci głową.
- Niestety zdaje sobie sprawę, jak się czujesz – rzuca cicho, zabierając dłoń z mojego ramienia. W tym momencie słyszę hałas i ludzkie głosy, dobiegające z salonu. Słyszę, jak Kristine wywołuje nasze imiona. Wzdrygam się, gdy słyszę własne. – To chodźmy – mówi Aino, wychodząc z mojego pokoju.
*
Ocieram pot z czoła, wpatrując się w mojego jasnowłosego przeciwnika. Mężczyzna szybko mierzy mnie wzrokiem swoich niebieskich oczu, oceniając odległość i rzuca się do ataku. Miecz przecina powietrze z charakterystycznym sykiem, ostrze opada niebezpiecznie blisko mojej twarzy. Obracam się, wyrzucając dłoń do góry i celując w Glossa. Blondyn jest niestety zbyt doświadczonym wojownikiem, aby dać się mi pokonać. Odparowuje groźny dla niego cios, przykładając szablę do mojego boku. W tym momencie odskakuję, po raz kolejny starając się „zabić” przeciwnika. Błyskawicznie uginam głowę, widząc ostrze szybujące w moją stronę. Tracę równowagę, potykam się o rozwiązaną sznurówkę i uderzam łokciami o podłogę. Krzyczę cicho. Mimo bólu, czuje się szczęśliwa. Brakowało mi szkoleń i walk do utraty tchu. Czuję chłodne ostrze miecza na swojej szyi.
- Wygrałem – mówi Gloss. – A ty przegrałaś. Jednakże nie powinnaś się przejmować, jesteś mniej doświadczona i młodsza ode mnie. Widać było, że nie czułaś się dobrze z szablą w dłoni. Co jest „twoim” typem broni? – pyta, kładąc mi dłoń na ramieniu. Jest to niby przyjacielski gest, widzę iż Triumfator nie ma wobec mnie złych zamiarów, ale mimo tego odsuwam się na „bezpieczną” odległość.
- Bicz i noże – wyrzucam jednym tchem. Tęsknię za chłodnym dotykiem klingi w dłoni i charakterystycznym ciężarem bata. Gloss wyciąga rękę, wskazując mi stojak z najprzeróżniejszą bronią, większości z niej nie potrafię nawet nazwać.
- Pokaż mi, co potrafisz – mówi, uśmiechając się wyzywająco. Unoszę podbródek do góry i maszeruje w miejsce wskazane przez mężczyznę. Widok całej tego bogactwa i kapitolińskiego piękna zapiera mi dech w piersiach. Nawet narzędzia siejące spustoszenie i śmierć mogą wyglądać niczym dzieło sztuki. Wzdycham głęboko, biorąc w dłoń zbiór krótkich, ostrych noży oraz skórzanego bata. Przyglądam mu się uważniej, widzę metalowe okucia na całej długości. Kręcę głową. Nigdy nie miałam w dłoniach tak dobrej broni... Uśmiecham się, zwijając bicz w kółka.
- Jesteś gotowy? – pytam, marszcząc drapieżnie brwi. Mam ochotę na ten pojedynek.
Zamiast odpowiedzi, słyszę świst miecza, rozcinającego powietrze. Odskakuję gwałtownie, robiąc fikołka na podłodze. Jestem osobą szybką i zwinną, ucieczki czy kontratak z zaskoczenia to moje atuty. Unoszę bicz, strzelając z niego parę razy. Spoglądam w prawo, przez jedynie ułamek sekundy daje Glossowi wierzyć, że tam właśnie zamierzam uderzyć. Mężczyzna odsuwa się w lewo, a w tym momencie podcinam mu nogi batem. Blondyn upada na podłogę, lecz w chwili, gdy podchodzę do niego, obracając nóż między palcami, ten raptownie podnosi się i robi perfekcyjny wypad z obrotem. Jego ruch zaskakuje mnie, ale nie na tyle, abym pozwoliła mu wygrać. Przykucam, owijając bicz o kostkę Glossa, sprawiając iż znów jestem górą. Podnoszę się gwałtownie, przez co jasnowłosy traci równowagę. Znów biorę w dłoń krótki, błyszczący nóż, pragnąc zadać „ostateczny cios”. Ponownie jak za pierwszym razem, mężczyźnie udaje się uciec, podrywając się na równe nogi. Idealnym kopniakiem wytrąca mi ostrze z ręki, tak że mogę się bronić jedynie biczem. Odwracam się i sprintem biegnę na drugi koniec sali, czując na karku oddech Glossa. Mam więcej siły, jestem od niego szczuplejsza i zwinniejsza. Raptownie zatrzymuje się, uderzając go batem w policzek. Mój ruch zaskakuje go, lecz w tym momencie przeciwnik decyduje się na ostateczny cios. Momentalnie odrzuca miecz od siebie i skacze, przygważdżając mnie swoim ciałem do ziemi. Nie mam szans zareagować, leżę, ciężko oddychając. Boje się, dotyk przynosi za sobą jedynie bolesne, smutne wspomnienia. Nie chcę do nich wracać. Przymykam oczy ze strachu, mimo iż wiem, że Triumfator nie skrzywdziłby mnie. W tym momencie Gloss wstaje, podając mi dłoń.
- Mam nadzieję, że wszystko w porządku. – Gdy kiwam głową, on kontynuuje. – Jesteś naprawdę dobra. Pokonałem cię, ale myślę że na arenie będziesz miała duże szanse na przeżycie. Świetnie walczysz biczem i nożami, jesteś szybka, co na pewno jest atutem, rzeczą przydatną w walce...
- Dziękuję – mówię. – Przez ponad rok nie uczestniczyłam w szkoleniach. Jestem w nieco gorszej formie. Starałam się jakoś utrzymywać na poziomie, ale nie miałam możliwości.
- Rozumiem. – Skina głową, w zamyśleniu patrząc w dal. – To pewnie przez śmierć twoich rodziców, zgadłem?
- Może tak, może nie, nic ci do tego – warczę. Nie lubię ludzi, którzy wtykają nos w nie swoje sprawy. Nagle smutnieję. – Masz rację – szepcę. – Ale proszę, nie poruszaj tych tematów przy mnie.
- Jesteś dla mnie zagadką. Z jednej strony twarda, zamknięta w sobie młoda kobieta, lecz z drugiej złamana przez los dziewczyna. – Podrywam się, kierując swe kroki w stronę drzwi. – Jeśli mógłbym ci jakoś pomóc... – krzyczy. – To daj znać!
***
No, i wreszcie jest! Jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że bardzo Was przepraszam za tak długie oczekiwanie. Nie będę niczego obiecywać, lecz orientacyjnie rozdziały pojawiać się będą co dwa tygodnie - miesiąc. Jednocześnie wielkie dzięki za te wszystkie komentarze, pod ostatnim rozdziałem. Aha, i jeszcze jedno, przepraszam za brak odpowiedzi na niektóre komentarze pod notką "Informacja". Wolałam się zabrać za pisanie rozdziału!

13 komentarzy:

  1. No w końcu dodałaś kolejny rozdział! :D Świetny! Coraz bardziej lubię Simone, podobają mi się opisy walk, i w ogóle wszystko jest fantastyczne ^_^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!
      Simone to specyficzna postać, ma ciężką przeszłość (można o niej powiedzieć, że jest skrzywdzona przez los), lecz mimo tego bardzo dobrze pisze mi się z jej perspektywy :)
      Ten opis walki, który przeczytałaś, był dość trudny ze względu na narrację i na to, że nigdy czegoś takiego nie pisałam. miło mi, że Ci się spodobał ^^

      Usuń
  2. Satu, nawet sobie nie wyobrażasz, jak się cieszę, że wróciłaś! Stęskniłam się już za twoim ff. <3
    Co do rozdziału, to jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Widać, że wracasz z nowymi siłami, bo rozdział jest bardzo dobry - pod względem fabuły, jak i technicznym. Nie widziałam żadnych błędów, a zazwyczaj staram się mieć oczy otwarte pod tym względem. A strona autorska - chyba jeden z lepszych rozdziałów. Okropnie podoba mi się opis walki, ale Ty już o tym wiesz - uwielbiam twoje opisy! Jest strasznie realny i nawet nie wiem, kiedy połknęłam całość. Do tego cały czas zastanawia mnie, co Ty chcesz zrobić z tymi krewnymi Tryumfatorów...
    Pisz szybko! Nie mogę się doczekać!
    Pozdrawiam i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, naprawdę? W takim razie jest mi bardzo miło, że tak ciepło przyjęłaś mój powrót :)
      Tak, masz rację - jestem pełna nowej energii i zapału do pisania. Co prawda czasu mam podobnie mało, jak wtedy, gdy pisałam post pt "Informacja". A poza tym przeczytałam ten rozdział chyba cztery razy, przed udostepnieniem. Jednak cieprliwość się opłaca :) Skoro Ty nie widzisz żadnych błędów, to rzeczywiście jestem skłonna uwierzyć, że ich tam po prostu nie ma. Kto, jak kto, ale Ty jesteś moim takim jakby wzorem od spraw technicznych. A z resztą, poczytałam trochę o zasadach stawiania przecinków i zapisu dialogów, więc nadrobiłam te przespane lekcje gramatyki :)
      jak już pisałam w odpowiedzi do Lily Nimrodel A, byłam bardzo niepewna tego opisu. Nigdy nie opisywałam walki w pierwszej osobie, a na dodatek w czasie teraźniejszym... W każdym razie, super, że wam się spodobał.
      Czy szybko, to nie wiem, ale na pewno nie będę tak długo tego odwlekać, jak poprzednio! Tego możesz być pewna :3
      Bardzo dziękuję i również pozdrawiam!

      Usuń
  3. Wróciłaś!!!! Ja już dawno powinnam była przeczytać ten rozdział, ale czasu nie miałam.
    Zgadzam się z Yellow - rozdział jeden z najlepszych :D Opisy są jak zwykle cudowne, takie realne.
    A więc wszyscy są krewnymi tryumfatorów? Tego się nie spodziewałam. Tymbardziej pomysł zapowiada się ciekawie.
    Pisz szybciutko kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i mnóstwo weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominuję cię do The Versatile Blogger więcej na glodowe-igrzyska-alice.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nominuję Cię do The Versatile Blogger Award więcej na: Zero-strachu.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przybywam z oceny-opowiadan.blogspot.com
    Twój ostatni post jest sprzed ponad miesiąca, czyli regulaminowo powinnaś dostać odmowę. Zdajemy sobie jednak sprawę, że nie zawsze jest czas, żeby w ciągu miesiąca coś opublikować, dlatego piszę, żeby się upewnić - nadal oczekujesz od nas oceny? Jeśli tak, proszę o informację zwrotną u nas na stronie. Jeśli nie - nie musisz odpisywać, ale miej świadomość, że w ciągu kilku najbliższych dni na OO pojawi się odmowa oceny Twojego bloga.

    Dbamy o to, żeby w Wolnej Kolejce nie zalegałby blogi przeterminowane/zawieszone/które nie oczekują już od nas oceny. Stąd moje pytanie.

    Liczę na szybką odpowiedź.
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  7. Nominuję Cię do Versatile Award (po szczegóły zapraszam na: http://zero-strachu.blogspot.com/2013/05/zostaam-nominowana-przez-ize-zelus.html) :D

    OdpowiedzUsuń
  8. nominuję Cie do Liebster Award :D Szczegóły : http://igrzyska-54-glodowe.blogspot.com/2013/05/nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Blog umarł??? Prosze nie!!!!! :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. To jest świetne! odkryłam przez przypadek, a już pochłonęłam wszystkie rozdziały i mam ochotę na więcej. Niestety z przykrością odkryłam, że ostatnia notka pojawiła się dość dawno temu. Mam nadzieję, że to zacne opowiadanie nie umrze, bo to co wymyśliłaś jest naprawdę ciekawe. Bat jako broń jest świetnym pomysłem, ogólnie wszystkie trzy postacie są super i się z nimi w jakimś stopniu utożsamiam. Tak więc mam nadzieję, że nie opuścisz na zawsze tego bloga. Dodaję cię do linków na moim i będę tu zaglądać co jakiś czas, może spotka mnie miła niespodzianka ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy