Simone
Dystrykt Drugi
-Zapewne zastanawiacie się, dlaczego zostaliście
ściągnięci aż do Kapitolu. Wydaje się wam, że nie ma na to
żadnego logicznego wytłumaczenia, że padliście ofiarą jednego z
wielu kaprysów prezydenta Snowa. Cóż, poniekąd to
prawda. Istnieje jednak jeszcze coś. Mogę się założyć, że nie
uwierzycie mi w to, co za chwilę wam powiem – mówi Gloss,
przechadzając się po salonie. Dłonie ma luźno puszczone, nie
potrafię zrozumieć, jak może być aż tak spokojny. Przecież
najprawdopodobniej ważą się tu losy czwórki ludzi.
Przygryzam wargę aż do krwi. Boje się, taka jest prawda. Nawet my,
zawodowcy, czasem odczuwamy strach. Spoglądam na Kristine pytająco,
lecz ta tylko wzrusza ramionami. Jestem pewna, że wie więcej, niż
można by się po niej spodziewać. W końcu sama coś podobnego
przyznała, gdy po raz pierwszy spotkałyśmy się w pociągu. Kątem
oka zerkam na pozostałych „trybutów”. Chłopak z Jedynki
nie wygląda na zadowolonego, mam wrażenie, że przejmuje się swoim
losem, podobnie jak Aino. Raymond to zupełnie inna historia –
zawsze pewny siebie, patrzy się na Glossa, wykrzywiając wargi w
aroganckim uśmiechu. Zazdroszczę mu tego opanowania, lecz
przypominam sobie scenkę z tuneli. Niemalże tam nie zemdlał,
widziałam to gołym okiem... Wzruszam ramionami. Co mnie to
obchodzi., myślę. – Ciemne, ciasne korytarze, którymi tu
się przedzieraliście, miały przywrócić do życia, wasze
najbardziej skrywane i największe lęki. Nikt nie jest
nieustraszony, każdy ma jakąś słabość. Nawet Triumfatorzy. Ci
ostatni walczyli na śmierć i życie na arenie, przelewając krew
swoich przyjaciół. I wygrali. Większość z nich pozakładała
rodziny, mieli żony, dzieci. – Bierze głęboki wdech i kontynuuje
monolog. - Simone, pamiętasz jeszcze swojego ojca? Był jednym z
najbardziej niepokornych Zwycięzców. Za swoje poglądy
poniósł karę, a wraz z nim większość jego bliskich.
Zginęli wszyscy, prócz ciebie. – Zaciskam zęby. Nie podoba
mi się, że Gloss odsłania moje największe tajemnice, rzeczy które
należą do tych najbardziej bolesnych chwil w moim życiu...
Przymykam oczy, starając powstrzymać się od płaczu. Wspomnienie
Jack’a Stainthorpe’a rani mnie niemalże do krwi. Wciąż
pamiętam nasze ostatnie pożegnanie, zgliszcza domu w Wiosce
Zwycięzców oraz zielone oczy mojego ojca. – A ty, Aino? Co
słychać u Ilmariego? Byłem jeszcze za młody, aby pamiętać jego
Triumf, ale podobno nosił miano najbardziej niebezpiecznego
zawodnika na arenie, mimo iż pochodził z Ósemki. Odmówił
zawodowcom, choć to przecież zaszczyt, należeć do tej silnej
grupy.
-Później i tak musiałby wszystkich
wymordować – mówi jasnowłosa z zakłopotaniem – gdyby do
nich dołączył, pewnie by nie przeżył – dodaje, spuszczając
wzrok.
-Nie mogę nie wspomnieć o twojej wspaniałej
matce. Tyyne, z jej niezłomnym charakterem, od razu zdobyła
popularność wśród sponsorów.
-Tak, bardzo możliwe – oznajmia Aino, chowając
twarz w dłoniach. – Ale nie mam ochoty teraz o tym rozmawiać,
uszanuj to.
-Dobrze, doskonale cię rozumiem – ciągnie
Gloss - O twoim bracie, Raymond, mogę nawet nie wspominać, bryluje
na kapitolińskich salonach, jest doskonale znany w całym Panem. Nie
udało mu się ocalić Rose Stainthorpe, o nie. – Na wspomnienie
siostry, czuje, jakby nagle ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch.
Moja tęsknota jest zbyt żywa. Przymykam oczy, a po policzku płynie
mi samotna łza. Pośpiesznie ocieram ją wierzchem dłoni.
Wiem już, dlaczego się tu znajdujemy. Trzeba
byłoby być głupim, aby się nie domyśleć. Wolę jednak poczekać
na dalszą część przemowy Glossa.
-Za to twój brat, Hunterze Clastonbury –
mówi Triumfator, spoglądając na nieznanego mi piętnastolatka
– uratował moją matkę przed śmiercią na arenie. Mam wobec
niego dług wdzięczności.
-Dobra, już wszyscy wiemy, dlaczego tu jesteśmy
– rzuca Raymond. Widać, ze jest nieco zniecierpliwiony. Sprawia
wrażenie człowieka gwałtownego, takiego, który dąży po
trupach do celu. Może i mam rację? Jestem dobra w rozgryzaniu
ludzkich zachowań – każdy z nas ma w rodzinie Triumfatora,
wielkie mi halo, ale co my będziemy tutaj robić? Bo chyba nie
chodziło o to, aby krewni Zwycięzców zaprzyjaźnili się ze
sobą? Coś trudno mi w to uwierzyć – prycha, spoglądając na
Glossa.
-Jesteście tutaj w charakterze przygotowań przed
Igrzyskami – odpowiada Kristine. Widać, iż chce coś jeszcze
dodać, lecz czarnowłosy brutalnie jej przerywa.
-To równie dobrze można to nazwać
przedwczesnymi dożynkami! Już jasne jest, że zostaniemy
wylosowani, mamy na to jeszcze większe szanse, niż wcześniej! To
najbardziej idiotyczny pomysł o jakim słyszałem – wścieka się.
Cóż, poniekąd się z nim zgadzam. Znam swój los.
Nigdy nie przypuszczałam, że przedwczesne spotkanie z przyszłością
może aż tak mną wstrząsnąć. Wzdycham głęboko, ze
świadomością, że nie mam już szans na ucieczkę z sideł
Kapitlolu. Mój strach stopniowo się potęguje, lecz staram
się odrzucić od siebie to uczucie. Nagle do głowy przychodzi mi
pewna myśl.
-A nie pomyślałeś, że Snow może nas tylko
zastraszać? W końcu ludzie najbardziej boją się dożynek. Gdy my
przez całe kolejne dwa miesiące będziemy mieć obsesje na punkcie
Igrzysk, prezydent może wykręcić nam numer, nie podrabiając
wyników. Rozumiesz mnie? – mówię z przejęciem -
Strach jest jednym z najsilniejszych uczuć, jakie nami targają, a
Kapitol podstępnie to wykorzystuje. Co rok pozbawia nadziei całe
dwanaście Dystryktów. Pozostaje nam jedynie przerażenie.
Oczekiwanie w niepewności jest gorsze niż sama kara. Nigdy nie masz
gwarancji bezpieczeństwa.
-Na tym właśnie polega reżim Snowa –
przyznaje mi rację Gloss – nawet my Triumfatorzy... – Czy mi się
zdaje, czy Gloss naprawdę spojrzał na Kristine? – Nie żyjemy
normalnie. Kapitol może nami manipulować bez przeszkód. –
Rozglądam się z niepokojem po salonie. To, że Zwycięzca
wypowiedział te słowa na głos, był po prostu głupie i bardzo
nieostrożne. Przecież znajdujemy się w stolicy, mieście w którym
nic nie jest takie, jak nam się wydaje.
*
Gdy Gloss kończy swoją przemowę, zostajemy
odesłani do naszych sypialni. Idę po marmurowych, jasnych schodach,
rozglądając się dookoła. Wystrój apartamentu bardzo mi się
podoba. Nie przypuszczałam, że w Kapitolu znajdują się takie
wspaniałości. Wzdycham z zachwytem, gdy dostrzegam iskrzący się
wieloma kolorami, kryształowy abażur lampy. Niesamowite. Gdy
porównam Dwójkę do stolicy, to mój Dystrykt
wydaje się brzydki i nijaki. Chyba nie wiedziałam co to piękno.,
myślę. W końcu cała grupka dociera przed cztery pary dużych
drzwi. Każde opatrzone jest naszym zdjęciem, toteż nie waham się,
przekraczam próg tej właściwej sypialni. Momentalnie jestem
otoczona feerią barw. Jedna ze ścian jest ciemnofioletowa,
przypomina trochę śliwkę, którą raz jadłam, gdy moja
rodzina dostała paczkę z kapitolińskim jedzeniem, natomiast druga
zachwyca mnie delikatnym odcieniem wanilii. Ogromne łoże zajmuje
większą część pomieszczenia, przykryte jest kapą, mieniącą
się najróżniejszymi odcieniami błękitu i fioletu. Obok
mebla stoi szafka nocna, wykonana z gładkiego, niemalże białego
drewna. Na etażerce widzę telefon. Otwieram szerzej oczy - nigdy
nie miałam własnego, aż tak drogiego sprzętu. Obracam się na
pięcie i dostrzegam ogromne lustro. Podchodzę bliżej, i okazuje
się, że jest to wbudowana w ścianę szafa. Naprzeciw garderoby
znajduje się parę przepięknych obrazów, przedstawiających
przeróżne krajobrazy, skąpane w blasku księżyca. Jak
zaczarowana podchodzę do dzieł sztuki i delikatnie muskam płótno
palcami. Gdy jeszcze moje życie było normalne, uwielbiałam
szkicować. Wystarczyło wziąć w dłoń ołówek, skombinować
skądś kawałek czystej kartki i już miało się możliwości,
ograniczone jedynie ludzką wyobraźnią. Siadałam wtedy na
parapecie oraz przyglądając się widokom za oknem starałam się je
narysować. Czasem chodziłam do lasu, lecz najczęściej po prostu
wizualizowałam sobie mój własny, wymarzony krajobraz, który
potem starałam się przenieść na skrawek papieru. Tuż przy
wejściu, w ścianę, wmurowany jest kominek, na szczęście wygasły.
Nie wiem, jak bym się zachowała, gdyby ogień znów zapłonął.
Przez chwilę napawam się pięknem sypialni i
obrazów, po czym z impetem rzucam się na łóżko.
Jestem wyczerpana. Przypominam sobie o napadzie paniki w tunelu, i
czuję jak na moje policzki wpełza rumieniec. Jest mi głupio, że
straciłam kontrolę nad uczuciami. W najprostszy sposób
zdradziłam swój najbardziej strzeżony sekret. Zarówno
Kristine, jak i Raymond wiedzą już, że boję się ognia. Nie mogę,
nie potrafię znieść widoku płomieni. Od zawsze unikałam ognisk,
jakie były organizowane przez moją szkołę, ale po śmierci Rose,
zwykła niechęć przerodziła się w ogromny lęk. W normalnych
warunkach nie reaguje aż tak gwałtownie, lecz te ciemne, oślizgłe
korytarze... Nawet dla mnie, człowieka który nie ma nic
przeciwko zatłoczonym , czy ciasnym pomieszczeniom, przebywanie w
podziemiach nie sprawiało żadnej przyjemności. To była zupełnie
inna sytuacja. Ale weź wytłumacz to takiemu Raymondowi, który
tylko czeka, aby wbić ci szpilę!, myślę ze złością. Przymykam
oczy i wsłuchuje się w swój spokojny oddech. Powoli
zasypiam, odpływam. Jest mi coraz wygodniej, cieplej, czuje się
coraz bardziej bezpieczna... Nagle słyszę pukanie do drzwi.
Podrywam się z łóżka i przecierając oczy dłońmi, kieruję
się w stronę wejścia. Na progu stoi Aino. Dziewczyna uśmiecha się
do mnie serdecznie.
- Mogę wejść? – pyta, kładąc ręce na
biodrach. Kiwam głową i wpuszczam ją do środka. – Jak ci się
tu podoba, Simone? – Wzruszam ramionami.
- Jest... dobrze – krzywię się nieznacznie.
Jak zwykle ukrywam swoje uczucia. Blondynka nie wnika dalej w moje
nastroje. Podoba mi się, iż potrafi uszanować cudzą prywatność.
Gość siada na fotelu tuż obok kominka, obracając się w moją
stronę.
- Jak sądzisz...? – mówi, spoglądając
w okno. – Dlaczego tu jesteśmy?
- Moją teorię przedstawiłam chwilę wcześniej
– rzucam, uśmiechając się lekko. – Myślę, że Gloss nie
okłamywał by nas, nie wygląda na takiego. My, jako krewni
Triumfatorów jesteśmy najsilniejszymi członkami
społeczeństwa. Przydałoby się nas złamać.
- Tak, wersja z zastraszaniem jest prawdopodobna –
oznajmia, ze smutkiem patrząc się w dal. – Mam tylko nadzieję,
że wrócę cała do Ósemki. Nie chcę pozostawiać
Ilmariego i Marco samym sobie.
- Rozumiem. Muszą być dla ciebie ważni. –
Mimo iż sama ukrywam swoje własne emocje pod maską opanowania, to
nie mam problemów z rozszyfrowaniem innych.
- Racja – odpowiada. Podchodzi do mnie i kładzie
mi dłoń na ramieniu. Źle wspominam ludzki dotyk, wzdrygam się,
odsuwając na bezpieczną odległość. – Przepraszam. Chciałam ci
tylko powiedzieć, że przykro mi za twoją rodzinę. Musi ci być
ciężko...
- Nawet nie wiesz, jak bardzo – szepcę,
spoglądając w jej szaroniebieskie oczy. Dziewczyna kręci głową.
- Niestety zdaje sobie sprawę, jak się czujesz –
rzuca cicho, zabierając dłoń z mojego ramienia. W tym momencie
słyszę hałas i ludzkie głosy, dobiegające z salonu. Słyszę,
jak Kristine wywołuje nasze imiona. Wzdrygam się, gdy słyszę
własne. – To chodźmy – mówi Aino, wychodząc z mojego
pokoju.
*
Ocieram pot z czoła, wpatrując się w mojego
jasnowłosego przeciwnika. Mężczyzna szybko mierzy mnie wzrokiem
swoich niebieskich oczu, oceniając odległość i rzuca się do
ataku. Miecz przecina powietrze z charakterystycznym sykiem, ostrze
opada niebezpiecznie blisko mojej twarzy. Obracam się, wyrzucając
dłoń do góry i celując w Glossa. Blondyn jest niestety zbyt
doświadczonym wojownikiem, aby dać się mi pokonać. Odparowuje
groźny dla niego cios, przykładając szablę do mojego boku. W tym
momencie odskakuję, po raz kolejny starając się „zabić”
przeciwnika. Błyskawicznie uginam głowę, widząc ostrze szybujące
w moją stronę. Tracę równowagę, potykam się o rozwiązaną
sznurówkę i uderzam łokciami o podłogę. Krzyczę cicho.
Mimo bólu, czuje się szczęśliwa. Brakowało mi szkoleń i
walk do utraty tchu. Czuję chłodne ostrze miecza na swojej szyi.
- Wygrałem – mówi Gloss. – A ty
przegrałaś. Jednakże nie powinnaś się przejmować, jesteś mniej
doświadczona i młodsza ode mnie. Widać było, że nie czułaś się
dobrze z szablą w dłoni. Co jest „twoim” typem broni? – pyta,
kładąc mi dłoń na ramieniu. Jest to niby przyjacielski gest,
widzę iż Triumfator nie ma wobec mnie złych zamiarów, ale
mimo tego odsuwam się na „bezpieczną” odległość.
- Bicz i noże – wyrzucam jednym tchem. Tęsknię
za chłodnym dotykiem klingi w dłoni i charakterystycznym ciężarem
bata. Gloss wyciąga rękę, wskazując mi stojak z najprzeróżniejszą
bronią, większości z niej nie potrafię nawet nazwać.
- Pokaż mi, co potrafisz – mówi,
uśmiechając się wyzywająco. Unoszę podbródek do góry
i maszeruje w miejsce wskazane przez mężczyznę. Widok całej tego
bogactwa i kapitolińskiego piękna zapiera mi dech w piersiach.
Nawet narzędzia siejące spustoszenie i śmierć mogą wyglądać
niczym dzieło sztuki. Wzdycham głęboko, biorąc w dłoń zbiór
krótkich, ostrych noży oraz skórzanego bata.
Przyglądam mu się uważniej, widzę metalowe okucia na całej
długości. Kręcę głową. Nigdy nie miałam w dłoniach tak dobrej
broni... Uśmiecham się, zwijając bicz w kółka.
- Jesteś gotowy? – pytam, marszcząc drapieżnie
brwi. Mam ochotę na ten pojedynek.
Zamiast odpowiedzi, słyszę świst miecza,
rozcinającego powietrze. Odskakuję gwałtownie, robiąc fikołka na
podłodze. Jestem osobą szybką i zwinną, ucieczki czy kontratak z
zaskoczenia to moje atuty. Unoszę bicz, strzelając z niego parę
razy. Spoglądam w prawo, przez jedynie ułamek sekundy daje Glossowi
wierzyć, że tam właśnie zamierzam uderzyć. Mężczyzna odsuwa
się w lewo, a w tym momencie podcinam mu nogi batem. Blondyn upada
na podłogę, lecz w chwili, gdy podchodzę do niego, obracając
nóż między palcami, ten raptownie podnosi się i robi
perfekcyjny wypad z obrotem. Jego ruch zaskakuje mnie, ale nie na
tyle, abym pozwoliła mu wygrać. Przykucam, owijając bicz o kostkę
Glossa, sprawiając iż znów jestem górą. Podnoszę
się gwałtownie, przez co jasnowłosy traci równowagę. Znów
biorę w dłoń krótki, błyszczący nóż, pragnąc
zadać „ostateczny cios”. Ponownie jak za pierwszym razem,
mężczyźnie udaje się uciec, podrywając się na równe
nogi. Idealnym kopniakiem wytrąca mi ostrze z ręki, tak że mogę
się bronić jedynie biczem. Odwracam się i sprintem biegnę na
drugi koniec sali, czując na karku oddech Glossa. Mam więcej siły,
jestem od niego szczuplejsza i zwinniejsza. Raptownie zatrzymuje się,
uderzając go batem w policzek. Mój ruch zaskakuje go, lecz w
tym momencie przeciwnik decyduje się na ostateczny cios. Momentalnie
odrzuca miecz od siebie i skacze, przygważdżając mnie swoim ciałem
do ziemi. Nie mam szans zareagować, leżę, ciężko oddychając.
Boje się, dotyk przynosi za sobą jedynie bolesne, smutne
wspomnienia. Nie chcę do nich wracać. Przymykam oczy ze strachu,
mimo iż wiem, że Triumfator nie skrzywdziłby mnie. W tym momencie
Gloss wstaje, podając mi dłoń.
- Mam nadzieję, że wszystko w porządku. – Gdy
kiwam głową, on kontynuuje. – Jesteś naprawdę dobra. Pokonałem
cię, ale myślę że na arenie będziesz miała duże szanse na
przeżycie. Świetnie walczysz biczem i nożami, jesteś szybka, co
na pewno jest atutem, rzeczą przydatną w walce...
- Dziękuję – mówię. – Przez ponad
rok nie uczestniczyłam w szkoleniach. Jestem w nieco gorszej formie.
Starałam się jakoś utrzymywać na poziomie, ale nie miałam
możliwości.
- Rozumiem. – Skina głową, w zamyśleniu
patrząc w dal. – To pewnie przez śmierć twoich rodziców,
zgadłem?
- Może tak, może nie, nic ci do tego – warczę.
Nie lubię ludzi, którzy wtykają nos w nie swoje sprawy.
Nagle smutnieję. – Masz rację – szepcę. – Ale proszę, nie
poruszaj tych tematów przy mnie.
- Jesteś dla mnie zagadką. Z jednej strony
twarda, zamknięta w sobie młoda kobieta, lecz z drugiej złamana
przez los dziewczyna. – Podrywam się, kierując swe kroki w stronę
drzwi. – Jeśli mógłbym ci jakoś pomóc... –
krzyczy. – To daj znać!
***
No, i wreszcie jest! Jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że bardzo Was przepraszam za tak długie oczekiwanie. Nie będę niczego obiecywać, lecz orientacyjnie rozdziały pojawiać się będą co dwa tygodnie - miesiąc. Jednocześnie wielkie dzięki za te wszystkie komentarze, pod ostatnim rozdziałem. Aha, i jeszcze jedno, przepraszam za brak odpowiedzi na niektóre komentarze pod notką "Informacja". Wolałam się zabrać za pisanie rozdziału!
No w końcu dodałaś kolejny rozdział! :D Świetny! Coraz bardziej lubię Simone, podobają mi się opisy walk, i w ogóle wszystko jest fantastyczne ^_^
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję!
UsuńSimone to specyficzna postać, ma ciężką przeszłość (można o niej powiedzieć, że jest skrzywdzona przez los), lecz mimo tego bardzo dobrze pisze mi się z jej perspektywy :)
Ten opis walki, który przeczytałaś, był dość trudny ze względu na narrację i na to, że nigdy czegoś takiego nie pisałam. miło mi, że Ci się spodobał ^^
Satu, nawet sobie nie wyobrażasz, jak się cieszę, że wróciłaś! Stęskniłam się już za twoim ff. <3
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Widać, że wracasz z nowymi siłami, bo rozdział jest bardzo dobry - pod względem fabuły, jak i technicznym. Nie widziałam żadnych błędów, a zazwyczaj staram się mieć oczy otwarte pod tym względem. A strona autorska - chyba jeden z lepszych rozdziałów. Okropnie podoba mi się opis walki, ale Ty już o tym wiesz - uwielbiam twoje opisy! Jest strasznie realny i nawet nie wiem, kiedy połknęłam całość. Do tego cały czas zastanawia mnie, co Ty chcesz zrobić z tymi krewnymi Tryumfatorów...
Pisz szybko! Nie mogę się doczekać!
Pozdrawiam i życzę weny! :)
Och, naprawdę? W takim razie jest mi bardzo miło, że tak ciepło przyjęłaś mój powrót :)
UsuńTak, masz rację - jestem pełna nowej energii i zapału do pisania. Co prawda czasu mam podobnie mało, jak wtedy, gdy pisałam post pt "Informacja". A poza tym przeczytałam ten rozdział chyba cztery razy, przed udostepnieniem. Jednak cieprliwość się opłaca :) Skoro Ty nie widzisz żadnych błędów, to rzeczywiście jestem skłonna uwierzyć, że ich tam po prostu nie ma. Kto, jak kto, ale Ty jesteś moim takim jakby wzorem od spraw technicznych. A z resztą, poczytałam trochę o zasadach stawiania przecinków i zapisu dialogów, więc nadrobiłam te przespane lekcje gramatyki :)
jak już pisałam w odpowiedzi do Lily Nimrodel A, byłam bardzo niepewna tego opisu. Nigdy nie opisywałam walki w pierwszej osobie, a na dodatek w czasie teraźniejszym... W każdym razie, super, że wam się spodobał.
Czy szybko, to nie wiem, ale na pewno nie będę tak długo tego odwlekać, jak poprzednio! Tego możesz być pewna :3
Bardzo dziękuję i również pozdrawiam!
Wróciłaś!!!! Ja już dawno powinnam była przeczytać ten rozdział, ale czasu nie miałam.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Yellow - rozdział jeden z najlepszych :D Opisy są jak zwykle cudowne, takie realne.
A więc wszyscy są krewnymi tryumfatorów? Tego się nie spodziewałam. Tymbardziej pomysł zapowiada się ciekawie.
Pisz szybciutko kolejny rozdział.
Pozdrawiam i mnóstwo weny życzę!
Nominuję cię do The Versatile Blogger więcej na glodowe-igrzyska-alice.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńNominuję Cię do The Versatile Blogger Award więcej na: Zero-strachu.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńPrzybywam z oceny-opowiadan.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTwój ostatni post jest sprzed ponad miesiąca, czyli regulaminowo powinnaś dostać odmowę. Zdajemy sobie jednak sprawę, że nie zawsze jest czas, żeby w ciągu miesiąca coś opublikować, dlatego piszę, żeby się upewnić - nadal oczekujesz od nas oceny? Jeśli tak, proszę o informację zwrotną u nas na stronie. Jeśli nie - nie musisz odpisywać, ale miej świadomość, że w ciągu kilku najbliższych dni na OO pojawi się odmowa oceny Twojego bloga.
Dbamy o to, żeby w Wolnej Kolejce nie zalegałby blogi przeterminowane/zawieszone/które nie oczekują już od nas oceny. Stąd moje pytanie.
Liczę na szybką odpowiedź.
Pozdrawiam,
Nominuję Cię do Versatile Award (po szczegóły zapraszam na: http://zero-strachu.blogspot.com/2013/05/zostaam-nominowana-przez-ize-zelus.html) :D
OdpowiedzUsuńnominuję Cie do Liebster Award :D Szczegóły : http://igrzyska-54-glodowe.blogspot.com/2013/05/nominacje.html
OdpowiedzUsuńBlog umarł??? Prosze nie!!!!! :(
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo jest świetne! odkryłam przez przypadek, a już pochłonęłam wszystkie rozdziały i mam ochotę na więcej. Niestety z przykrością odkryłam, że ostatnia notka pojawiła się dość dawno temu. Mam nadzieję, że to zacne opowiadanie nie umrze, bo to co wymyśliłaś jest naprawdę ciekawe. Bat jako broń jest świetnym pomysłem, ogólnie wszystkie trzy postacie są super i się z nimi w jakimś stopniu utożsamiam. Tak więc mam nadzieję, że nie opuścisz na zawsze tego bloga. Dodaję cię do linków na moim i będę tu zaglądać co jakiś czas, może spotka mnie miła niespodzianka ;)
OdpowiedzUsuń