poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział 6

Ok, a więc to mój ostatni post w tym roku. Musieliście trochę długo na niego czekać, ale za to jest dłuższy niż zwykle (3,5 strony). Zapraszam, i życzę wam wspaniałego Sylwestra!
***
Raymond
Dystrykt Drugi


Wchodzę do pociągowego salonu. Dostrzegam Simone, siedzącą przy oknie oraz Kristine zamykającą drzwi przedziału

-Ktoś u nas był?- Pytam, niedbale opierając się o ścianę. Tryumfatorka wzrusza ramionami, spoglądając wymownie na Rudą. Dziewczyna odwraca głowę, czując na sobie spojrzenie kobiety. 
-Znajoma z Ósemki.- Mówi zmęczonym głosem.
-Z Ósmego Dystryktu?- Unoszę brwi z niedowierzaniem.- Tutaj?
-Tak, Raymond.- Simone sprawia wrażenie zirytowanej, pociera czoło dłonią, po czym delikatnie się krzywi.- Ała.- Cicho jęczy. Pewnie boli ją głowa. Podchodzę do okna. Za szybą rozciąga się ogromne, nowoczesne miasto, pełne wymuskanych nienaturalnych ludzi. Prawie każda rzecz jest tu dziełem sztuki: począwszy od krawężników, skończywszy na siedzibie prezydenta Snowa- ogromnej budowli ze szklanym dachem. Muszę przyznać, że Kapitol, nawet widziany z pewnej odległości, wywiera na mnie ogromne wrażenie. 
Cała nasza trójka- ja, Ruda i Kristine nie odzywamy się przez chwilę. Każde z nas pogrążone jest w ponurych myślach. Nagle czuję jak pociąg zaczyna zwalniać. Tryumfatorka wstaje z kanapy i podchodzi do drzwi.
-No…To chodźmy.- Mówi, marszcząc brwi.- Mam nadzieję, że niczego nie przeoczyłam. Inaczej będzie z nami źle.
-Co?- Syczę.- Nasze życie zależy teraz od ciebie?- Spoglądam na nią badawczo. Kobieta stara się ukryć uczucia, jednak nie opanowała tej sztuki tak dobrze jak Simone.- Świetnie. Po prostu świetnie.- Dodaję i rzucam jej przepełnione wściekłością spojrzenie. Tryumfatorka nie zwraca już na mnie uwagi, po prostu idzie kolejnym mrocznym korytarzem. Mam już tego wszystkiego dość. Kolejny ciemny tunel, prowadzący nie wiadomo dokąd, do złudzenia przypomina mi ten, w którym rozpoczęła się nasza podróż. Wzdycham głęboko i idę za Kristine. Tuż obok siebie słyszę lekkie kroki Simone. Nagle wszystkie nikłe światła gasną, a  ja wpadam z impetem na Tryumfatorkę.
-Co robisz? Mogłaś mnie ostrzec, że tu stoisz.- Mówię z pretensją w głosie. 
-Nie miałam czasu.- Kobieta zbywa mnie, majstrując przy ścianie. Nagle drzwi się otwierają. Cała nasza trójka wychodzi na zatłoczony dworzec. Światło słoneczne na moment mnie oślepia tak, że potrącam jakiegoś niewinnego Kapitolińczyka. Moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności. 
Czuję jak Kristine chwyta mnie za ramię i ciągnie w mniej uczęszczane uliczki stolicy. Idziemy tak przez dłuższy czas. Ciągła wędrówka zaczyna mnie nużyć. Słońce, mimo iż jest dopiero dziewiąta rano, praży niemiłosiernie, a wysokie budowle nie dają schronienia przed gorącem. Ocieram czoło z potu. Mam już dość. Nie należę do słabych osób, lecz nienawidzę pustynnego, suchego klimatu. Nagle Tryumfatorka przystaje w miejscu, schyla się i otwiera niewidoczną dla moich oczu klapę, po czym uśmiecha się krzywo.
-To co, wchodzimy?- I nie czekając na naszą odpowiedź wskakuje do środka. Spoglądam na Simone. Widać, że się boi. Nasze spojrzenia krzyżują się.
-Panie mają pierwszeństwo.- Mówię. Zaraz potem dociera do mnie fakt, jakie to było głupie. Twarz Rudej wykrzywia tajemniczy uśmiech.
-Co, Raymond, boisz się?- Pyta, unosząc brwi. Zaraz potem podchodzi do dziury, nachyla się i skacze. Słyszę jej ostry, przenikliwy krzyk i głos Tryumfatorki. Kobiety przez moment ze sobą rozmawiają, po czym jedna z nich odzywa się:
-Możesz skakać.- Przełykam ślinę. Tak, Simone miała rację, boję się. Od dziecka nie przepadam za ciasnymi, ciemnymi pomieszczeniami. Jest to moja jedyna słabość, mój jedyny, widoczny gołym okiem lęk. Biorę głęboki oddech. Jestem zawodowcem, szkolonym od ośmiu lat na mordercę, a boję się głupiego skoku. Wstydzę się tego strachu, więc odpędzam od siebie wszystkie myśli i robię duży krok do przodu. Z trudem powstrzymuje się od krzyku, gdy moja stopa natrafia na pustkę. Otwieram oczy, które jak się okazuje, przez cały czas były mocno zaciśnięte i rozglądam się dookoła. Cholera, korytarz w którym aktualnie się znajduje, jest jak spełnienie moich koszmarów. To najciaśniejsze pomieszczenie, w jakim dano mi kiedykolwiek być. Mam wrażenie, że się duszę, przed oczami latają mi czarne plamy, kręci mi się w głowie... Dałbym wszystko, abym mógł stąd wyjść. Wszystko. 
Ściany są niemiłosiernie zimne, ociekające brudną wodą, natomiast ja muszę się schylać, aby nie uderzać głową w sufit. Krzywię się w momencie, gdy kropla cieczy spada na moje plecy. Przełykam ślinę. Oddycham coraz ciężej, mam wrażenie, iż nigdy nie znajdę się na powierzchni. Ani ja, ani Simone, ani nawet Kristine. Chowam twarz w dłonie, starając się uspokoić. Jednocześnie nasłuchuje. Do moich uszu docierają piski szczurów, kroki Tryumfatorki, oddechy całej naszej trójki... Adrenalina szumi mi w żyłach, moje zmysły są bardzo wyostrzone. Nagle ktoś łapie mnie za ramię. Gwałtownie obracam głowę w tamtą stronę, gotów do zaatakowania potencjalnego wroga. 
-Wszystko w porządku?- szepce Ruda, spoglądając na mnie badawczo. Jej troska denerwuje mnie znacznie bardziej, niż powinna.
-To nie twoja sprawa- warczę, strącając jej dłoń z mojego ramienia. Wzdycham głęboko, po czym idę za wołającą nas Kristine. 
-Nie wyprzedzajcie mnie, jeśli wam życie miłe.- Mówi kobieta. Nie mam zamiaru., myślę. Kto wie, co tu na nas czeka. Jak zwykle, nikt nie raczył nam tego wyjaśnić. Tryumfatorka prowadzi nas długim zimnym korytarzem. Zaciskam dłonie w pięści. W każdej chwili może się zawalić i zostaniemy pogrzebani żywcem. Już teraz mam wrażenie, że ściany korytarza pękają, roztrzaskują się na tysiące kawałków... Mój oddech gwałtownie przyśpiesza, a na czole perlą się krople potu. Nie potrafię odrzucić od siebie tego strachu. Czuję się jak zwykłe, bezradne dziecko, potrzebujące opieki i bezpieczeństwa. Kulę się w sobie. Oby to już się skończyło, proszę. Nagle korytarz zaczyna się rozszerzać. Mogę już podnieść głowę. Nadal jest ciasno, ale czuję się odrobinę lepiej. W tym momencie Kristine gwałtownie się zatrzymuje. Po raz kolejny tego dna wpadam na nią. Kobiecie udaje się zachować równowagę. 
-Zaczekajcie tu.- Mówi. To błahe stwierdzenie, wywołuje u mnie kolejną falę złości.
-A mamy jakiś wybór?- Unoszę brwi, spoglądając na Tryumfatorkę. Pewnie i tak tego nie widzi, ciemno tu, jak oko wykol. Kristine ignoruje moją słowną zaczepkę.
-Podajcie mi kamień.- Jej głos staje się śmiertelnie poważny. Widzę w tej młodej dziewczynie Tryumfatorkę Siedemdziesiątych Drugich Głodowych Igrzysk, kobietę, która musiała przetrwać na trawiastym pustkowiu, zdając się jedynie na siebie. Zerkam na Simone pytająco. Ruda wzrusza ramionami. Zauważam, że drży, ze strachu lub z zimna. Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. Teraz chcę tylko dotrwać do następnego dnia.- Szybciej! To nie żarty.- Mówi Tryumfatorka znacznie ostrzej. Simone spełnia polecenie Kristine, która rzuca kawałek skały przed siebie. Kamyk parę razy odbija się od posadzki, po czym nastaje cisza. 
-Chyba możemy już iść.- Oznajmia mentorka. Tak, chyba powinniśmy zacząć ją nazywać w ten sposób. W tym momencie, tuż przed nami wybucha pożar. Słyszę ostry krzyk Simone. Dziewczyna wpada w histerię. Zamieram, świadom tego, jak blisko śmierci się znajdujemy. Odwracam się, z zamiarem ucieczki, lecz Tryumfatorka łapie mnie za dłoń.- Pożar nie zagraża nam, dopóki tu stoimy.- Widzę, iż i ona się boi. Zerkam na Rudą. Dziewczyna siedzi przytulona do ściany, spod przymkniętych powiek wypływają liczne łzy. 
-Tylko nie to.- Szepce.- Zabierzcie mnie stąd!- Wrzeszczy.- Nie chcę spłonąć!- Dodaje równie głośno. Chowa twarz w dłonie. Nie mam pojęcia, co mogę w takiej sytuacji zrobić. Jeszcze przed chwilą byłem na granicy histerii, a Simone starała się mi pomóc. Teraz nasze role odwróciły się. 
-Pożar zaraz się skończy.- Mówię niedbałym głosem.- Niepotrzebnie tak panikujesz.- Moje nieudolne próby uspokojenia Rudej na nic się zdały. Dziewczyna szlocha jeszcze głośniej.
-Nie wierzę ci! Zabierz mnie stąd!- Łka. Oddycha równie ciężko, co ja parę minut wcześniej. 
-To jakby niemożliwe. Z tego co wiem to znajdujemy się pod ziemią.- Prycham z irytacją. Nagle słyszę uspakajający głos Kristine. 
-Simone, już wszystko ok.- Przytula dziewczynę, jakby ta była jej serdeczną przyjaciółką.- Nie musisz się martwić. Jesteś bezpieczna. 
-Nieprawda.- Jęczy dziewczyna. Dalej ma zaciśnięte oczy.
-Nic się nie stanie. Przysięgam.
-No, nie byłbym tego taki pewien.- Mówię. Tryumfatorka posyła mi mordercze spojrzenie. Wzruszam ramionami, jakby cała ta sytuacja niewiele mnie obchodziła.
-Ale Rose... Ona spłonęła. Zginęła. Przez Kapitol.- Plecie Simone. Zaczyna się robić ciekawie.- To oni wywołali płomienie. Organizatorzy... W ten sam sposób zginęli inni. Roy, mama, tato...  
-Przecież nie jesteś Rose. A poza tym, do Igrzysk jeszcze sporo czasu.- Oznajmia Kristine.- Jesteś bezpieczna.- Ruda powoli się uspakaja. Jej oddech się wyrównuje, a ona sama jakby pozbywa się jakiegoś ciężaru. Nadal jednak ma zaciśnięte oczy. Siadam na posadzce i wpatruje się w szalejące płomienie. Mentorka miała rację. Ogień nie może nas dosięgnąć. Oddycham z ulgą, zaraz jednak przypominam sobie o innym zagrożeniu. Mianowicie, wciąż znajdujemy się w ciasnym korytarzu pod ziemią. Po moich plecach przechodzą ciarki, a ja uparcie gapię się na pożar. Powoli zaczyna gasnąć, jest coraz mniejszy, aż całkowicie znika. 
-Chodźmy.- Mówi Kristine, wpatrując się w zgliszcza. Wzruszam ramionami i podnoszę się z podłogi. Staję obok Simone, po czym  Tryumfatorka znów prowadzi nas przez prosty korytarz. Ku mojej radości, tunel robi się coraz szerszy. W pewnej chwili mogę nawet podskoczyć. Kręcę głową. Co się dzieje? Czy Kapitol ma za zadanie torturować nas psychicznie, zanim z nami skończą?, myślę z ironią. Mają zamiar odebrać wcześniej daną nam resztkę nadziei? Tym czasem korytarz robi się coraz dziwniejszy. Na ścianach pojawiają się lampy, dające słabe światło, a sklepienie jest wzmocnione metalowymi podporami. 
-Już niedługo będziemy na miejscu.- Mówi mentorka.- Jeszcze parę metrów. Widzicie?- Pyta, wskazując na ciężkie metalowe drzwi.- To nasz cel.- Przyśpieszamy kroku. Osobiście, nie mogę doczekać się, gdy skończymy już tą wędrówkę po zapleśniałych, ciasnych tunelach. Spoglądam na Simone. Wygląda już na całkiem spokojną osobę, w niczym nie przypomina tej rozhisteryzowanej, szlochającej dziewczyny, z którą miałem do czynienia przed chwilą. Wyprzedzam Kristine i Rudą, po czym dochodzę do wyjścia na zewnątrz. Nareszcie. Kątem oka dostrzegam odnogę korytarza, nie różniącą się niczym od miejsca, w którym się znajduję. Wzdycham z ulgą, gdy Tryumfatorka wyciąga klucz, otwiera drzwi i wprowadza nas do przestronnego, jasnego salonu. Ze zmęczeniem padam na białą, rozkosznie miękką sofę, rozrzucając dookoła poduszki. Przyglądam się obrazom, oprawionym w delikatne, złote ramy. Gładzę dłonią stolik stojący tuż przed trzema kanapami. Na przeciwko mnie znajduje się nowocześnie wyglądający kominek, lecz nie chcę go rozpalać. Wciąż w pamięci mam straszliwą pożogę, jaka dopadła nas w tunelu. Salon to raj na ziemi, w porównaniu do ciemnych, ciasnych korytarzy. Dostrzegam kręcone schody, prowadzące do góry. Złociste poręcze lśnią w świetle dnia, wpuszczanym do salonu przez duże okna. Obracam się do tyłu i spoglądam na prosty stół, którego blat wykonany jest ze szkła. Podrywam się z kanapy, podbiegam do mebla, po czym siadam na krześle i dłonią sięgam po pysznie wyglądające jabłko. Dopiero teraz orientuje się, jak bardzo jestem głodny. Wgryzam zęby w owoc, słodki sok cieknie mi po brodzie. Spoglądam na Simone. Dziewczyna wygląda na wyczerpaną. Jej twarz jest brudna, osmalona, a na jej policzkach widać ślady łez. Dociera do mnie, że muszę wyglądać podobnie. Parskam lekkim, niewymuszonym śmiechem. Ruda obraca się w moją stronę. 
-Coś nie tak?- Pyta słabym głosem. Kręcę głową. 
-Ładnie wyglądasz z węglem na twarzy.- Mówię, po czym uśmiecham się. Nieco złośliwie, ale szczerze. Dziewczyna pociera swój policzek palcem i spogląda na niego. 
-Rzeczywiście, prezentuje się całkiem nieźle.- Żartuje, mrugając do mnie, po czym siada i nalewa sobie herbaty z dzbanka stojącego tuż koło misy z owocami. Oprócz tego na stole znajduje się wiele potraw, których nie potrafię nawet zliczyć. 
-Mam nadzieję, że macie się lepiej.- Mówi Kristine. Kobieta wygląda na zmęczoną, ma podkrążone oczy, a długie włosy są potargane, jakby Triumfatorka spędziła ostatnią godzinę biegnąc pod wiatr. Mam wrażenie, że przybyło jej kolejnych parę lat. Trudno uwierzyć, że jest zaledwie o rok starsza od Simone. 
-Na co czekamy?- Pytam. Jestem całkowicie rozluźniony. Mentorka uśmiecha się krzywo. 
-Nie myślałeś chyba, że będziecie tu jedynymi gośćmi?
-Cóż, muszę przyznać, ze przed chwilą mnie oświeciłaś, Kristine.- Prycham ironicznie. Triumfatorka kręci z rozbawieniem głową. Ma rację, lecz nie chcę przyznawać się do błędu.
-Jeszcze dojdzie parę osób.- Oznajmia. W tym momencie drzwi, te same którymi tu weszliśmy, otwierają się z hukiem. Do pomieszczenia wbiegają dwie osoby: młoda, jasnowłosa dziewczyna i kobieta koło trzydziestki.
-Celeste!- Kristine podchodzi do tej starszej. Obie z radością się witają, jakby nie widziały się od dłuższego czasu. Nie ma to jak przyjaźń pomiędzy Triumfatorami. Kątem oka spoglądam na blondynkę. Dziewczyna stoi z tyłu, z zachwytem rozgląda się dookoła. Wzruszam ramionami i zaczynam konsumować grzankę. Jestem głodny jak cholera. Nagle słyszę, jak jasnowłosa zwraca się do Rudej.
-Simone! Wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś dużo przeszła.- Mówi. W jej głosie słychać troskę. Marszczę lekko brwi. Trochę dziwny wydaje mi się fakt, że te dwie dziewczyny, nie mające ze sobą nic wspólnego, mieszkające w zupełnie innych dystryktach, znają się nawzajem. Na pewno jest to... Niecodzienna sytuacja. 
-Nie, nic mi nie jest.- Mówi Rudowłosa, wciąż tym samym, słabym głosem. Jestem pewien, że w tym momencie posłała blondynce jedno ze swoich słynnych, tajemniczych spojrzeń, które tak bardzo mnie irytują. Ciekawe tylko, czemu ona nie może po prostu powiedzieć prawdy, skoro zarówno ja, jak i Kristine, wiemy o jej histerii w tunelu.- Cieszę się, że cię widzę, Aino.- Wzdycha. Jasnowłosa uśmiecha się przyjaźnie i siada koło Simone. Po chwili obie rozmawiają o przeróżnych błahostkach. Czuję się jak piąte koło u wozu. To frustrujące, szczególnie dla mnie, osoby która od zawsze skupiała na sobie całe zainteresowanie otoczenia. Nikt nie zwraca na moją osobę uwagi, do tego wciąż nie wiem, w jakiej sytuacji się znajduje. Mam szansę na przeżycie kolejnego dnia, czy raczej nigdy nie ujrzę już Dwójki? Kręcę głową. Już sam przestaje wierzyć w to, że Kapitol chce mnie uśmiercić. Mieli już tyle do tego okazji... Zaciskam zęby. Wolałbym stanąć twarzą w twarz z prezydentem Snowem, niż żyć w ciągłej niepewności. Spoglądam na Simone i Aino. Nadal są pogrążone w rozmowie, lecz instynktownie czuje, że temat konwersacji się zmienił. Obie dziewczyny są znacznie bardziej poważne. W oczach blondynki, jak i w oczach Rudej, maluje się smutek oraz melancholia. Opieram się nonszalancko o szklany stół, oczekując na rozwój wydarzeń. W tym momencie, przez słynne już drzwi przedzierają się dwie osoby: wysoki złotowłosy mężczyzna i jakiś nieznany mi chłopak. Blondyna za to kojarzę, i to bardzo dobrze. Słyszę jak Kristine bierze głęboki wdech.
-Gloss.- Szepcze.- Miło mi cię znów widzieć. 
-Na wzajem.- Triumfator z Jedynki skłania lekko głowę, po czym spogląda w oczy kobiety. Wpatrują się tak w siebie przez dłuższy czas.- Kiedy ostatnio się spotkaliśmy?
-Rok temu.- Mówi. Mam wrażenie, że chce jeszcze coś dodać, lecz powstrzymuje się od tego. Uśmiecha się delikatnie. 
-Ekhem.- Obracam głowę. To mentorka tej blondynki, Aino.- Ja również cieszę się, że tu jesteś Gloss.
-Och, proszę proszę, kogo my tu mamy?- Pyta się mężczyzna, neutralnym, przyjaznym tonem.- Witaj Celeste. No dobrze.- Mówi.- Skoro jesteśmy tutaj w pełnym gronie, warto by podać powody naszego spotkania. 
-Nareszcie.- Wyrywa mi się. Wzrok Triumfatora błyskawicznie skupia się na mojej osobie. 
-Ty musisz być Raymond Huts.- Nie dziwię się, że zna moje imię. Jestem w końcu bratem Zwycięzcy, dziennikarze przeprowadzali ze mną wywiad. Co prawda, Felix triumfował w Siedemdziesiątych Pierwszych Głodowych Igrzyskach, trochę czasu już minęło. Pamiętam, jak zaledwie dwa lata temu musiał mentorować Kristine. Skłaniam lekko głowę, podając Glossowi dłoń.
-Tak, to ja. 
-Miło mi. Jak mówiłem, powinniśmy wyjawić wam powody naszego przyjazdu do Kapitolu. Możecie być pewni, nic co was spotkało po wyjściu z pociągu nie było dziełem przypadku.

14 komentarzy:

  1. Przeczytałam całość i bardzo mi się podoba Twoje FF. Genialne opisy uczuć bohaterów ;). Do obserwowanych i oczywiście wpadam na kolejne notki :). Dziękuję za Twój komentarz u mnie ;)
    Clove

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za opinię!
      Fajnie, że dołączyłaś do obserwowanych :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Właśnie skończyłam czytać i muszę Ci powiedzieć (choć pewnie już to pisałam), że świetnie opisujesz uczucia bohaterów, ich lęki. Mnie samej zrobiło się duszno, kiedy przeczytałam o tej klaustrofobii Raymonda. A tak poza tym, myślę, że to on jest tutaj najbarwniejszą postacią, przynajmniej dla mnie. Taki egocentryczny chłopiec z bogatego dystryktu, a jednak nie do końca. No, i oczywiście mamy tą całą atmosferę tajemnicy, jaką owiane jest twoje FF. Bardzo dobrze. Ale mimo to cieszę się, że najprawdopodobniej w następnym rozdziale wszystko się rozwiąże. To znaczy, "wszystko", raczej nie, ale moja ciekawość najpewniej zostanie zaspokojona.
    Pozdrawiam i Szczęśliwego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!
      Moim zdaniem, jeśli odpowiednio się wczujesz w sytuację i w postać, to wszystko pójdzie jak po maśle. Zwłaszcza, jeśli wiesz, jak to jest.
      Raymond... Cieszę się, że udało mi się moją wizję przenieść na papier. Dokładnie taki ma być- egocentryczny i złośliwy. Dobrze, że nie tylko ja go w ten sposób postrzegam.
      Masz rację, kolejny rozdział to "przełom" dużo rzeczy się wyjaśni, ale nie do końca. ;)
      Również pozdrawiam, i oczywiście szczęścia życzę w nadchodzącym roku!

      Usuń
  3. Bardzo mi się podoba ten rozdział. To jak opisałaś odczucia Raymonda, to, że boi się ciasnych pomieszczeń było po prostu mistrzowskie. Cała ta scena z tunelem jest boska. Czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością.
    Pozdrawiam

    P.S. Nie musisz mnie już informować, bo dodaję twojego bloga do obserwowanych :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja bardzo Ci dziękuję. Jeśli mam być szczera, to trochę się obawiałam, jak przyjmiecie tą scenę, czy nie będzie zbyt przesadzona. Cóż, ja również nie przepadam za ciasnymi pomieszczeniami (co prawda nie mam aż takiej fobii jak Raymond), ale zawsze...
      Miło mi, że dołączyłaś do obserwatorów!

      Usuń
  4. No dobra. Jak już wcześniej pisałam, bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Widać, że lubisz to co robisz i to sprawia, że idzie to Ci dobrze. Każdy opis mi przypadł do gustu, ale najlepszy był ten fragment, kiedy Raymond wchodził do tunelu. Ogólnie podoba mi się to jak kreujesz jego postać - nieco kojarzy mi się z Malfoy'em z fanfików Pottera 'dramione' - niby wredny arystokrata, z bogatej rodziny, niby chamski, ale jak spotka tą jedyną to się zmienia. Nie zawsze, co prawda, ale jednak. A teraz przejdźmy do fabuły:
    Opis Kapitolu jest nieco krótki, ale można to Ci wybaczyć, jako że to nie ty go wymyśliłaś. Zauważyłam kilka błędów, głównie przy myślnikach. W każdym razie wchodzą do tunelu i mamy opis uczuć Raymonda, który jest wręcz genialny. Nie mam się do czego przyczepić. Nie za bardzo ogarnęłam akcję z kamieniem, ale to może mieć jakiś związek z pożarem. I tu się spodziewałam po naszym bohatorze jakiejś romantycznej scenki, a tu nic ;c W sumie to by było dość banalne, gdyby zaczął ją pocieszać, a ja nienawidzę łatwych wyjść z trudnych sytuacji. Zaskoczyłaś mnie i podoba mi się to. Jednak spodziewałam się większego aktu czułości że strony Raymonda.
    Dalej było nudno. Owszem, ładne opisy, ale nic ciekawego się nie działo. Możnaby było z tego wybrnąć jakąś rozmową o przeszłości bohaterów. Najbardziej interesuje mnie Simone.
    Nie przejmuj się krytyką, ja już tak mam o.o Z niecierpliwością czekam na następny rozdział! PS Zapraszam do siebie, na nowo otwartego bloga! Wprawdzie mam tylko prolog i to dość krótki, ale 1 rozdział ma już 4 strony i nic nie wskazuje na to, żebym doszła już choćby do połowy: piesni-kosoglosa.blogspot.com

    Pozdrawiam
    Mistic

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za długi komentarz i za opinię. :) Bardzo dokładnie przebadałaś mój tekst, za co jestem Ci poniekąd wdzięczna.
      Raymond i Malfoy? O, ciekawe, jeszcze z takim porównaniem się nie spotkałam. Dramione czytałam może raz, lecz mam dobre, nieco stare wspomnienia. I rzeczywiście, jakieś tam podobieństwa Raymond i Malfoy mają :) Co nie zmienia faktu, że nie wzorowałam się na Draconie.
      Tak, kamień miał związek z pożarem. Wydawało mi się, że jest to dosyć zrozumiałe, przed publikacją czytałam to paru osobom i nie było problemów. No, ale cóż, jeśli trzeba to wyjaśniam: pożoga wywoływana była przez czujnik ruchu, więc Kristine była po prostu ostrożna. I jak się okazało- słusznie postąpiła.
      Po Raymondzie większych aktów czułości nie należy się na razie spodziewać. Nie jest kolejnym Peetą, o to można być pewnym. Hah, no i fajnie, że Cię ta sytuacja zaskoczyła, choć myślałam, że aż takich rewelacji nie będzie.
      Ta szczerość :) Dzięki, że tak napisałaś, mam poczucie, że mówisz prawdę. Jeśli mam być szczera, to chciałam właśnie napisać coś o przeszłości, ale uznałam że jeszcze nie czas. Czasem potrzeba lekkiego wyciszenia. Domyślam się, że Simone Cię intryguje, starałam się ją wykreować na tajemniczą osobę, o której nikt nic w stu procentach nie wie :) Kolejny rozdział będzie z punktu widzenia Rudej, więc mam nadzieję, że tym razem się nie zawiedziesz.
      Z miłą chęcią wpadnę. Skoro o 'Igrzyskach'...
      Ja również pozdrawiam!

      Usuń
  5. Uch, nareszcie zajrzałam i tutaj. Fajny rozdział, bardzo dobrze się go czytało. Opisy przeżyć jak zwykle mnie zwaliły mnie z nóg. Zaciekawiłaś mnie naprawdę tym, dlaczego zebrano ich w Kapitolu... Hmm... nie mam pojęcia po co ten zabieg, ale za nim dodasz następny jeszcze się zastanowię. Dobrze, że zachowałaś u Raymonda ten jego charakterek - to taka mała odmiana, bo w końcu nikt nie jest idealny, prawda?
    Co do błędów to tylko brak przecinków lub nie w tym miejscu, ale tym razem wychwyciłam je i poprawiłam niżej:
    „Światło słoneczne na moment mnie oślepia tak, że potrącam jakiegoś niewinnego Kapitolińczyka.”
    „Ściany są niemiłosiernie zimne, ociekające brudną wodą, natomiast ja muszę się schylać, aby nie uderzać głową w sufit.”
    „Krzywię się w momencie, gdy kropla cieczy spada na moje plecy.”
    „Widzę w tej młodej dziewczynie Tryumfatorkę Siedemdziesiątych Drugich Głodowych Igrzysk, kobietę, która musiała przetrwać na trawiastym pustkowiu, zdając się jedynie na siebie.”
    „Odwracam się, z zamiarem ucieczki, lecz Tryumfatorka łapie mnie za dłoń.”
    Po za tym wszystko inne jest ok i czekam na następny post ;)
    Pozdrawiam i niech los zawsze Ci sprzyja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za opinię i wyłapanie błędów. Już idę aktualizować notkę :)
      No cóż, będziesz miała dużo czasu, bo jak na razie rozdział 7 nie ma nawet strony długości. Ale mam nadzieję, że was zaskoczę. Pozytywnie, rzecz jasna!
      Raymond to Raymond- co tu dużo mówić? :) Myślę, że bez swojego charakteru, ta postać sporo by straciła. Ja tam go lubię :P
      Jeszcze raz bardzo dziękuję...
      ...I niech los zawsze Ci sprzyja!

      Usuń
  6. Oh no w końcu trafiłam na bloga o Igrzyskach, wszystkie pozakładane tuż po premierze filmu albo nie nadają się doczytania, albo są już opuszczone, a tu proszę taka niespodzianka :D
    Ktoś tam przede mną napisał, że aż mu się duszno zrobiło przy opisie tego tunelu, i jak tu się nie zgodzić? Tak samo z tym pożarem, naprawdę dzięki temu jak to opisujesz można się poczuć jak uczestnik tych wydarzeń. No, a co do fabuły to gratuluję stworzenia nowych bohaterów, nie są jednoliniowi przez co miło się to czyta.
    Będę obserwować i zapraszam do siebie;)
    malfoy-issue.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, miło mi że przeczytałaś moje wypociny i jeszcze pozytywnie to skomentowałaś! Dziękuję bardzo!
      Wiele osób wcześniej pisało mi o tej scenie w tunelu, ale naprawdę, przed publikacją nie spodziewałam się że spotka się ona z takim dobrym przyjęciem!
      Bohaterowie to chyba jedna z trudniejszych rzeczy w pisaniu opowieści, ponieważ musisz uważać, żeby bohaterowie nie stali się, tak jak mówiłaś, papierowi. Cieszę się, że mi się udało ^^
      Oczywiście, że wpadnę! Dziękuję za zaproszenie.
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Dopiero dziś znalazłam Twojego bloga i muszę Ci powiedzieć, że jest fantastyczny! Zaciekawiłaś mnie od samego początku, opisy uczuć bohaterów są genialne i w ogóle świetnie piszesz! Dodawaj szybko kolejny rozdział, bo już nie mogę się doczekać ^^ a na razie zapraszam do siebie na first-hunger-games.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za Twoją opinię, oraz za dołączenie do grona obserwujących!
      Oczywiście wejdę na Twojego bloga, już mnie zaciekawiłaś samym tematem :)

      Usuń

Obserwatorzy