piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 1

Simone
Dystrykt Drugi


Na szczęście mieszkam na pierwszym piętrze., myślę i cicho otwieram okno. Patrzę na dwie śpiące dziewczyny. Dzięki Bogu ich nie obudziłam. Siadam na parapecie tak, że nogi swobodnie zwisają mi nad ziemią, biorę głęboki wdech i skaczę. Spadam przez ułamek sekundy, po czym lekko ląduje na wilgotnej trawie. Czuje przeszywający chłód, lecz nie zwracam na to uwagi - rozgrzeje się podczas biegu. Szczelniej otulam się starą kurtką oraz szybko maszeruje w stronę lasu. Za sobą zostawiam stary odrapany budynek, miejsce, które powinnam nazywać domem. 

Mimo iż jest wczesna wiosna, to w Dwójce rankiem panują temperatury od zera do dwóch stopni. Powinnam była się przyzwyczaić, w końcu całe moje życie spędziłam w Drugim Dystrykcie. Wzruszam ramionami, po czym puszczam się biegiem przez prawie puste ulice. Brudne latarnie jeszcze się świecą, w końcu jest dopiero piąta rano. Nie spodziewam się niczego nadzwyczajnego, niczego co mogłoby mnie wzruszyć lub przerazić. Odkąd zakończyłam Szkolenie brakuje mi tej dawki adrenaliny, którą miałam codziennie zapewnioną. Mijam Plac Sprawiedliwości, cały skąpany w szarej mgle. Nagle widzę młodą ciemnowłosą dziewczynę, leżącą na ławce. Drży z zimna, nie ma gdzie się podziać. Pewnie Kapitol zniszczył jej życie, podobnie jak mi. Miałam niesamowite szczęście, mogłam przecież skończyć jak ona- bezimienna dziewczyna, powoli umierająca na zniszczonej przez czas ławce. Spogląda na mnie w niemym przerażeniu, ale nie prosi o pomoc. Pewnie wie, że nie jestem wstanie nic dla niej zrobić.
-Simone... - jęczy. A jednak! Zastanawiam się, skąd mnie zna. Pewnie obserwowała jedną z licznych chłost, którymi mnie karano. Poruszam niespokojnie łopatkami. Rany, choć zabliźnione, nadal dają o sobie znać. 
Podchodzę do dziewczyny i spoglądam jej w oczy. Chcę jej pomóc. Jestem z Dwójki, a więc do moich cech należy waleczność, odwaga i inne podobne rzeczy, że wszyscy oczekują ode mnie, że będę zabijać na arenie, ale czy to oznacza, że nie mogę uratować komuś życia? Ściągam kurtkę i wręczam ją dziewczynie. Nie mogę zrobić nic więcej. A chciałabym.
-Dziękuje - szepce ciemnowłosa. Kręcę głową.
-Nie ma sprawy - mówię i odwracam się na pięcie. 
Docieram do lasu. Tchnie od niego cisza i spokój, który odstraszyłby przypadkowego przechodnia, ale nie mnie. Z pewnością siebie wbiegam do puszczy. Sosnowe igły tłumią dźwięk moich kroków, dzięki czemu bez problemu mogę tropić dzikie zwierzęta. Podbiegam do potężnego, starego drzewa i kładę dłoń na grubym konarze. Zaczynam się wspinać. Pnę się do góry przez jakiś czas, nie męczy mnie to. Jestem w końcu z Dwójki. Szkoliłam się od dziesiątego roku życia. Po chwili znajduje się na przeciwko dość dużej dziupli, zdolnej pomieścić w sobie spory bochenek chleba. Sięgam ręką do środka i wyjmuje z niej bicz oraz zbiór krótkich, lecz ostrych noży. Chwilę trzymam je w dłoni, gładzę palcem chłodne klingi, ostre jak brzytwa. Naglę słyszę, jak coś skacze po jednej z cienkich gałęzi. Gwałtownie spoglądam w tamtym kierunku, mam nadzieje że to wiewiórka, lecz dostrzegam małego, czarno- białego ptaka, wyśpiewującego melodię, której w życiu nie słyszałam. Kosogłos. Uśmiecham się oraz nucę fragment starej piosenki, mojej kołysanki. Zwierze spogląda na mnie swoim ciemnym okiem i wydaje odgłos podobny do śmiechu. Cóż, nigdy nie twierdziłam, że mam talent muzyczny.
-A idź mi - mówię i odganiam ptaka od siebie. Zeskakuje z drzewa, po czym kieruje się głębiej w las. Nie przejmuje się, że już dawno przekroczyłam granicę Dystryktu. Robię tak od roku, przyzwyczaiłam się. Zbieram owoce, zioła i lecznicze rośliny, które mogłabym potem sprzedać. Nagle słyszę trzask łamanych gałęzi. Wspinam się na drzewo, na gałąź z której atak nie byłby utrudniony przez wysokość. W końcu moją podstawową bronią jest bicz. Nie dałabym rady zabić zwierzęcia, znajdując się przy tym pięćdziesiąt metrów nad ziemią. W tym momencie udaje mi się dostrzec dużego, brązowego jelenia, stojącego w małej odległości ode mnie. Jestem zachwycona. Jeśli udałoby mi się go upolować, to mogłabym dostać za niego całkiem sporą sumkę. Zsuwam się z drzewa i cichym krokiem podchodzę jak najbliżej zwierzęcia. Z całej siły rzucam nóż, który wbija się w miękkie ciało jelenia. Moja broń podcina nogi ofiary tak, że teraz leży na ziemi. Unoszę bat nad głową i strzelam z niego parę razy. Bicz harata mięso i skórę, ale przynajmniej jeleń już nie żyje. Podchodzę do martwego zwierzęcia, wyciągam nóż, po czym tnę na kawałki jego ciało. Oddzielam mięso od skóry, tak że po jakimś czasie mam całkiem sporo jelenich kotletów, jeśli można tak to nazwać. Kawałki zwierzęcia, które ktoś mógłby kupić chowam do torby, natomiast resztę pozostawiam. 
Biegnę przez las, po drodze zastawiam nowe pułapki i zbieram mięso z innych. Mam nadzieję się nieźle obłowić, może będzie stać mnie na nową dożynkową sukienkę. Ze starej (którą mam już notabene siedem lat) wyrosłam. Nie liczę na nic ładnego, to pojęcie nie istnieje w Dwójce. Wszystko ma być przydatne w walce, lub w kamieniołomach. 
Wbiegam na polanę. Przymykam lekko oczy, rozkoszując się pędem wiatru w moich włosach i słabym słońcem, które dopiero co zaczęło dawać minimalne ciepło. Głęboko wzdycham, upojona cudownym zapachem kwiatów. Wiosna. Wszystko budzi się do życia, i takie tam... 
Nagle czuje gwałtowne uderzenie. Potykam się i upadam na trawę. Momentalnie otwieram oczy i w ostatniej chwili udaje mi się podeprzeć rękami. Dłonie zapadają się w miękkiej ziemi. Gotuje się do odebrania potencjalnego ataku, unoszę bicz nad głową, lecz ktoś powstrzymuje mnie od zadania rany.
-Czekaj! - Słyszę męski głos. Podnoszę głowę i spoglądam w najbardziej niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widziałam. Mrugam parę razy. - Co tu robisz?
-Mogłabym zadać to samo pytanie tobie - mówię, podnosząc się z ziemi i otrzepując ubranie z błota. Zauważam ślady trawy na bluzce i spodniach. Trudno.
-Jestem na szkoleniu - odpowiada chłopak i badawczo ilustruje mnie wzrokiem. Zatrzymuje się na wypchanej po brzegi torbie. Szybko dodaje dwa do dwóch. - Uważaj, dzisiaj zmiana Strażników Pokoju. 
-Trudno. Poradzę sobie. - mówię i śmiało spoglądam mu w oczy, po czym wymijam go i ruszam w stronę wyjścia z lasu. Po co poinformował mnie o zmianie? W Dwójce takie gesty są rzadko spotykane.
Ciekawi mnie ten chłopak. Poza tym, że jest... Przystojny (nawet bardzo) i sprawiał wrażenie miłego, to nic o nim nie wiem. Na pewno stać go na szkolenia, to musi oznaczać, że należy do zamożniejszych obywateli Drugiego Dystryktu. Jeszcze rok temu sama zaliczałam się do tej elitarnej mniejszości. Lecz wszystko się zmieniło... Czas, który poświęcałam na treningi, spędzam teraz na polowaniach. Nie chcę stracić tych cennych umiejętności, których nabyłam przez pięć lat regularnego szkolenia. I tak sporo rzeczy wyleciało mi z głowy. Chciałabym to jakoś nadrobić. Szkoda tylko, że nie wiem jak.
A z resztą, skądś kojarzyłam mojego „nowego znajomego”. Może spotykaliśmy się w szkole, albo gdy odbierałam Dostawy... Wszystko jest możliwe.
Dobiegłam do drzewa, w którym ukrywałam moją broń i z wypchaną mięsem torbą, skierowałam się w stronę czarnego rynku. Wszyscy mnie tam kojarzyli. Codziennie przychodziłam do starej, nieużywanej kamienicy i wymieniałam upolowane zwierzęta na pieniądze, a czasem na inne rzeczy, typu miętowe cukierki, pomarańcze czy inne rzadkie towary. Docieram do straganu zaprzyjaźnionego rzeźnika, gdzie udaje mi się pozbyć większości mięsa. Mężczyzna kupuje także borówki i maliny. Cóż nie ma to jak udana transakcja. 
-Simone, przyznaj się, ile godzin spędziłaś w lesie, zanim upolowałaś tego jelenia?- Głęboki głos mężczyzny rozchodzi się po całej kamienicy. Uśmiecham się uprzejmie.
-Nie wiem, ale nie zajęło mi to dużo czasu - mówię i ze znacznie lżejszą torbą, opuszczam czarny rynek. Kieruje się teraz do domu lekarza, jego żona zawsze bierze ode mnie zioła i mięso królika. Pukam w duże czarne drzwi. Słyszę czyjeś kroki, czekam jeszcze pięć minut. Nagle moim oczom ukazuje się wysoki mężczyzna w białym mundurze. Gwałtownie obracam się na pięcie i uciekam co sił w nogach. Jestem szybka, lecz nie mam szans, gdy goni mnie cała wataha Strażników Pokoju. Czuje, że jeden z nich łapie mnie za ramiona i wyrywa mi torbę. Rozdziera suwak i zagląda do środka. Już po mnie. 
-Widzę, że polowałaś? - pyta, zaglądając mi w oczy. Próbuje się wyrwać, lecz mężczyzna jest znacznie silniejszy niż ja. Nie odpowiadam, jedynie patrzę się na niego ze złością.- Gadaj!- Krzyczy. Unosi rękę i wymierza mi siarczysty policzek. Głowa mi odskakuje do tyłu, krztuszę się. Jestem przyzwyczajona do przemocy, lecz to dla mnie za dużo. Jestem wściekła. Nie znoszę, jak ktoś traktuje mnie w ten sposób. Strażnik przegląda dalej zawartość mojej torby. - No cóż, nie zaprzeczysz, że te rośliny rosną już w lasach poza Dwójką? - Zwraca się do potężnego mężczyzny, który mu potakuje. - Cóż trzeba zabrać ją na Plac Sprawiedliwości, wymierzymy karę. Myślę, że piętnaście batów wystarczy. - Wzdrygam się. Znowu będę musiała przeżywać ten koszmar. Czuje jak Strażnik popycha mnie czubkiem swojego ciężkiego, skórzanego buta. - Idź. - Mówi. Wykonuje jego polecenie, nie mam specjalnego wyboru. Ucieczka nie wchodzi w grę, nie potrafiłabym się mu wyrwać. Rozglądam się na boki. Ludzie obserwują nas z ciekawością, choć często dochodzi do publicznej chłosty. 
Na Palcu zebrała się już całkiem spora grupka gapiów. Nie widzę nikogo znajomego. Strażnik rozkazuje mi zdjąć bluzkę. Wykonuje jego polecenie, świadoma że wszyscy mi się przypatrują. Mężczyzna łapie za moje nadgarstki i przywiązuje do drewnianego pala. Jestem pewna, że czymś nasączył sznury. Miejsce w którym stykają się z ciałem zaczyna krwawić. Ciepła ściecz spływa mi na głowę, a ja już czuje ten charakterystyczny, słony zapach. Słyszę świst bata i głośny głos mojego oprawcy.
-Karą za kłusownictwo jest piętnaście uderzeń biczem. Ta oto... - Chwilę myśli, czeka na Strażnika, który poda mu odpowiednie dokumenty. - Simone Stainthorpe, dokonała tego czynu dwa razy, więc jej kara wynosić będzie trzydzieści pięć batów. Jeśli oskarżona popełni to przestępstwo jeszcze raz, Główny Strażnik Pokoju, będzie mógł wykonać publiczną karę śmierci poprzez powieszenie. - Wzdrygam się. Koniec z polowaniem, nie mam pojęcia, jak będę sobie radzić. Mężczyzna unosi bat, słyszę ogłuszający świst, aż w końcu czuję, jak ostra końcówka bicza rozcina mi plecy. Zagryzam zęby. O cholera, jak boli. Mam ochotę krzyczeć, lecz nie dam mu tej satysfakcji. Łza spływa mi po policzku, krew miesza się z potem... Szykując się na kolejne uderzenie zaciskam nadgarstki, z których płynie jeszcze więcej krwi. Słyszę podniecone głosy widowni. To chore. Nie jestem pewna czy wytrzymam jeszcze trzydzieści cztery baty. Wolę nie wiedzieć, co będzie potem. 
Bicz na sto procent jest czymś nasączony. Nie dość, że rany bolą mnie jeszcze bardziej niż zwykle to jeszcze wypływa z nich znacznie więcej krwi. Mam wrażenie, że w skórę wżera się jakiś kwas, wyprodukowany w tajnym , kapitolińskim laboratorium. 
Przy piętnastym uderzeniu, z mojego gardła wydobywa się dziwny odgłos, coś pomiędzy płaczem a krzykiem. Mam już dosyć. Czuję zapach krwi, łez i potu. Moje plecy przypominają pewnie kawał poszarpanego mięsa. Dobrze wiem, jak wygląda zwierze zabite biczem. Aż za dobrze...
Tracę rachubę. Może być to dopiero szesnaste uderzenie, a może czterdzieste... Nie wiem. Zamykam oczy i daje się pochłonąć ciemności.
*
Uff, a więc mam już to za sobą. Dodałam, trochę później niż obiecałam, ale nie miałam większych możliwości- późno wróciłam do domu, a miałam jeszcze masę rzeczy do zrobienia. Na szczęście- lepiej późno niż wcale. 
Rozdziały będą pojawiać się co piątek, mniej więcej o tej porze. Oczywiście, mogą być wyjątki, ale będę starała się o nich informować.

4 komentarze:

  1. hej, hej! Widzę ktoś nowy pojawił się w naszym blogspotowym towarzystwie fanów Igrzysk! I do tego niezwykle dobrze piszesz! To zaskakujące, ale na prawdę nie zdołałam wyłapać ani jednego błędu językowego, czy powtórzeniowego! (o interpunkcji się nie wypowiadam, bo sama gubię milion przecinków) Zaciekawiłaś mnie! Szczerze powiedziawszy najpierw Simone wydala mi się zbyt jak Katniss i miałam wrażenie, że historia będzie zbyt podobna. Ale wiesz co? Chyba się rozmyśliłam! Hmmm... więc w dwójce też nie za dobrze się żyje? Jestem zaskoczona akcją na końcu! mam nadzieję, że odzyska przytomność i szybko się z tego wyliże. A ten chłopak... jak zgaduję za chwile trafi na arenę, prawda? No! W każdym razie jestem jak najbardziej za tym, abyś tworzyła dalej. czekam ze zniecierpliwieniem na piątkowy 2 rozdział! Dodają Cię do linków na moim blogu i serdecznie do mnie zapraszam (http://serce-lisa.blogspot.com) na fanfic o Liszce i Johannie Mason. Aha jeszcze jedno! Cytat Goethego ,który służy Ci za tytuł opowiadania należy do galerii moich ulubionych, widnieje na wyklejce wszystkich moich zeszytów i notesów, a poza tym (nie muszę chyba tego mówić) idealnie pasuje do fandomu Igrzysk śmierci

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Bardzo dziękuje z twój komentarz! Miło mi widzieć, że komuś spodobało się to, co piszę!
      Na początku miałam podobne odczucia do Simone jak Ty, lecz przeszło mi gdy zaczęłam pisać dalsze rozdziały z jej perspektywy. Myślę, że jednak większość "Igrzyskowych" bohaterek zawsze będzie się nam kojarzyć z Kotną. Nie wszystkie, ale te tworzone przez fanów będą mieć jakąś jej cechę. :) Tak mi się przynajmniej wydaje.
      Cóż, Dwójka to też Kapitol nie? Może jest faworyzowana, ale i tak...
      Arenę rozegram trochę inaczej, ale nic nie zdradzę :)
      Chętnie wpadnę na Twojego bloga, zaciekawiłaś mnie!
      Goethe to jeden z moich ulubionych poetów w ogóle, więc naturalne było umieszczenie jego cytatu na belce :)
      Jeszcze raz dziękuje za komentarz :)

      Usuń
  2. Właśnie przeczytałam. Muszę Ci powiedzieć, że jestem pod wrażeniem - świetny styl, bezbłędny tekst. Ale raczej powinnam się wypowiedzieć o treści, więc do niej przechodzę.
    Bardzo ciekawy blog - wreszcie jakiś, który nie rozpoczyna się Dożynkami. Też wolę wiedzieć, co było przedtem ;) Poza tym bohaterka ciekawa, choć i tu jeszcze sądów stawiać nie będę. Dwójka trochę mi nie pasuje do kar śmierci, podobna tam było lepiej niż w biedniejszych Dystryktach, ale to twoja wizja, więc nie będę się mieszać. Tak czy siak, wspaniale się zapowiada! I będę wchodzić na pewno.
    Aa, i dziękuję za komentarz pod moim opowiadaniem :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za pozytywne opinie- bardzo motywują mnie do dalszej pracy :)
      No cóż, Dożynki na pewno będą, ale wolałam na początku zapoznać potencjalnych czytelników z bohaterami. Dlatego co najmniej pierwsze trzy rozdziały będą raczej spokojne.
      Co do kar śmierci... Wiesz, gdy pisałam ten rozdział, to wyobrażałam sobie Dwójkę, Jedynkę i Czwórkę jako takie (głupio to zabrzmi) "wizytówki Kapitolu". Teoretycznie tam powodzi się dobrze, więc trzeba zadbać o "tępienie złych nawyków", aby nie zepsuć tej renomy (wiem, moje rozumowanie jest straszne ._.)
      Gdy przeczytałam Twój komentarz, to uświadomiłam sobie, że Dwójka była Dystryktem faworyzowanym (podobnie jak Jedynka i Czwórka), więc trochę ciężko o karę śmierci.
      Jeszcze raz dziękuję :)

      Usuń

Obserwatorzy